Świadectwo Michała

Wspólnota przyszła do mnie przez moją rodzinę. Zaczęło się od tego, że moja babcia zachorowała w 2017 roku i trafiła do naszego domu. Rodzice, przytłoczeni opieką, stwierdzili, że muszą znaleźć coś, żeby wyjść z domu – znaleźli kurs Alpha. Mama myślała, że to coś w stylu kursu biblijnego z certyfikatem, tata, że kurs małżeński. Przeszli Alphę i pod koniec kursu babcia zmarła. Myślałem, że mojego ojca to złamie, ale nic takiego się nie stało — wręcz przeciwnie, był zadziwiająco spokojny – to mnie zaskoczyło.

Brat w międzyczasie znalazł Alphę w Sopocie i sam zaczął na nią chodzić. Moi rodzice i on zaczęli mieć taki irytujący zwyczaj – co tydzień po spotkaniu dzwonili do siebie i rozmawiali  o spotkaniu — i robili to tak, żeby nie zdradzić mi tematów. Coraz bardziej czułem, że muszę też pójść, ale nie mogłem znaleźć młodzieżowej Alphy…

W maju 2019 roku pojechałem z rodzicami na majówkę wspólnoty „Czas dla Rodzin” i to był dla mnie przełom. Spotkałem tam młodzież pełną Ducha Świętego, żywą wiarę, uwielbienie z muzyką, relacje. Podobała mi się ta rodzinna atmosfera. Na koniec rekolekcji sam powiedziałem, że chciałbym przychodzić na spotkania. Okazało się, że jedna z osób była zaangażowana w prowadzenie młodzieżowego kursu Alpha w Żukowie. Ze względu studia ułożyli mi tak plan, że w czwartki kończyłem o 20. Właściwie to zostało pół godziny na spotkanie CDR-ów, więc nawet nie zdążyłbym dojechać, ale poszedłem na Alphę. 

Na początku traktowałem ją jak lekcje religii. Wiedziałem, że Jezus mnie kocha, że za mnie umarł. Przełom przyszedł na czwartym spotkaniu o relacji z Bogiem. Wtedy uświadomiłem sobie, że mimo tego, że chodzę do kościoła, nie mam żadnej relacji z Bogiem. To otworzyło mi oczy i zmieniło moje podejście do kursu. Zacząłem rozumieć, że wiara to nie tylko obrzędy, ale żywy konktakt.

Po zakończeniu kursu pojechałem na Forum Gdańskie, gdzie głosił Marcin Zieliński. Tam poznałem Gwiazdę Betlejemską. Miałem swoją pierwszą modlitwę charyzmatyczną, prorokowaliśmy nad sobą, modliłem się o uzdrowienie — wszystko było nowe, mocne, poruszające.

Potem kolega Piotrek zaprosił mnie na Noc Chwały do Lublina. Pojechałem busem z rodziną Konkolów i ludźmi z młodzieżówki. To był kolejny etap doświadczenia Bożego działania. Pamiętam, że Ania Brzezińska podeszła i zapytała: „O, a ty chyba nowy jesteś? Od kiedy jesteś we wspólnocie?” Odpowiedziałem, że jeszcze w niej nie jestem, nie byłem strice na żadnym spotkaniu. A ona: „E tam, jesteś u nas.” I tak się zaczęło.

Zacząłem chodzić na spotkania, dołączyłem do ekipy Alpha. To było niesamowite. Wpadłem w wir zaangażowania: podwoziłem ludzi, przywoziłem z Gdańska na spotkania, uczestniczyłem w grupach dzielenia. Jednak przez długi czas nie czułem jakiegoś jednego, mocnego momentu nawrócenia. Zmiana przychodziła stopniowo. Po około czterech miesiącach moi rodzice zauważyli, że coś się we mnie zmieniło. Zawsze byłem wybuchowy, zamknięty w sobie. A oni powiedzieli: Nie widzieliśmy cię smutnego w tym tygodniu. I mieli rację. Zacząłem się zmieniać, łagodnieć, otwierać — i to dzięki wspólnocie i ludziom w niej. To przez nich Bóg mnie przemieniał.

Największe duchowe doświadczenia miałem właśnie na spotkaniach. Pamiętam momenty, kiedy dosłownie czuło się Bożą obecność — jakby powietrze było gęstsze, jakbyśmy poruszali się w miodzie. To było fizyczne doświadczenie Bożej obecności między nami.

Dziś, po latach, jestem w momencie refleksji. Trochę się wycofałem z posługi, daję sobie przestrzeń. Ale to właśnie wspólnota daje mi miejsce, by pracować nad sobą, mieć oparcie w ludziach, którzy są blisko — zarówno rówieśnikach, jak i dorosłych, którzy są dla mnie wzorem. Wszystkie rozmowy jeden na jeden, które budowały moją wiarę, były bardzo ważne dla mnie. Wspólnota stała się moją wybraną rodziną.

Wartości, które niesiemy jako Gwiazda Betlejemska, to rodzina. Jesteśmy wspólnotą, która naprawdę jest razem. Różne pokolenia, różne historie, ale ta sama miłość i wsparcie. Jesteśmy żywym Kościołem, charyzmatycznym, pełnym uwielbienia, Ducha Świętego, z mocnym zakorzenieniem w Kościele katolickim i liturgii. Mamy świadomość, że wspólnota, która nie ewangelizuje, umiera — dlatego my żyjemy Ewangelią i ją głosimy.

Świadectwo Grażyny

Do wspólnoty trafiłam ponad 10 lat temu. To był bardzo trudny moment mojego życia. Mój mąż już od lat pił i nie umiałam sobie z tą sytuacją poradzić. Modliłam się, odmawiałam różaniec, nowenny pompejańskie, jeździłam na pielgrzymki. Wciąż miałam nadzieję, że Pan Bóg coś z tym zrobi. Mówiłam: Panie Boże, zrób coś z tym, ja już nie wiem, co mam robić.

I właśnie wtedy trafiłam na wspólnotę. Zaprosiła mnie koleżanka, i choć z początku nikogo nie znałam, jednak od razu było fajnie. Przywitania Marysi, Adama – ten uśmiech, ta radość, że ja jestem – to było coś czego potrzebowałam, bo nie miałam tego na co dzień, a wręcz przeciwnie. Na modlitwach wstawienniczych zaczęłam powoli wyrzucać z siebie lęki, strachy, zostawiłam to Panu Bogu. Zaczęłam się bardziej modlić, a także doświadczyłam, że inni modlą się o mnie. To było ogromne wsparcie, które dało mi siłę. Powoli zaczęłam odżywać, wracać do ludzi, do życia. Dzięki mszom, uwielbieniu zaczęłam być jeszcze bliżej Pana Boga, jeszcze bliżej, bo zaczęłam jeszcze bardziej kochać. To było takie ukojenie mojej całej sytuacji, ponieważ tym czasie mój mąż psychicznie i fizycznie się nade mną znęcał. Potrzebowałam takiej wspólnoty. Szukałam tego. No i znalazłam. 

Po latach przystąpiłam do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Raptem niedługo okazało się, że mąż przestał pić. Uważam, że to była wielka siła – siła Pana Boga. Wiem, że modlitwy i wsparcie wspólnoty, rodziny, mamy – to wszystko miało ogromne znaczenie.

Dwa lata temu przystąpiłam do przymierza Gwiazda Betlejemska. Jestem odpowiedzialna za wartę modlitewną, za agapę i jestem szczęśliwa, że mogę, w taki sposób jaki mnie stać, pomóc ludziom. Czuję się potrzebna – i to mi daje siłę, motywację. Pomagam też finansowo, organizacyjnie – w zakupach, sprzątaniu, kiedy tylko mam siły. Czasem trudno to pogodzić z obowiązkami w parafii i w rodzinie, ale staram się być zawsze obecna, bo wiem, że we wspólnocie jest siła.

Wspólnota to dla mnie więcej niż rodzina. W rodzinie jest różnie – mam siostrę, z którą kontakt jest bardzo utrudniony, brat alkoholik, dzieci, wnuki – różnie. A tutaj mam wsparcie. Zawsze mogę liczyć na ludzi. Ale głównie liczyłam i liczę, ufam Panu Bogu i wiem, że On mi pomaga.

Dzięki wspólnocie nauczyłam się inaczej przeżywać Mszę Świętą. Inaczej ją odbieram, inaczej się modlę, czytam Pismo Święte, dzielę się nim z innymi. Staram się być codziennie na Mszy Świętej. To jest taka dla mnie siła. Umocnienie. Ja po prostu nie umiem bez Mszy Świętej żyć. Jak jej nie mam, to mi czegoś brakuje. I jest też coś bardzo miłego w tym, że na Mszy spotykam osoby ze wspólnoty – uśmiech, przywitanie, krótka rozmowa – to dodaje ciepła.

Wspólnota nauczyła mnie odwagi. Publiczne czytanie czytań na Mszy to była dla mnie trauma. A teraz się cieszę, że mogę. Nauczyłam się spokoju, pokoju serca. W parafii prowadzę różaniec, szczególnie w pierwsze niedziele miesiąca i przy pogrzebach. 

Wyjątkowym doświadczeniem była dla mnie posługa w więzieniu w ramach kursu Alpha. Pierwsze dwa, trzy spotkania to miałam takie lęki, strachy – bałam się, co mnie tam spotka, ale potem było coraz lepiej. Poznawałam tych ludzi – żal mi ich było. Za coś tam siedzą, cierpią, ale teraz do nich dotarło, co zrobili. Jeden z osadzonych sam założył wspólnotę i prowadził spotkania. Na koniec podarowali nam róże – mam jedną do dziś, w pudełeczku. To było mocne, wzruszające doświadczenie – dla nich i dla mnie. W Piśmie Świętym jest takie zdanie, że mamy ogłaszać więźniom wolność – i to się tam realizowało.

Świadectwo z kursu Alpha i Nowe Życie

W trakcie kursu Alpha z 17 na 18 marca w nocy przyśnił mi się Pan Jezus. Stał przed drzwiami i zadał trzy pytania:

Jak długo mam pukać do drzwi?
Jak długo mam czekać aż otworzysz drzwi?
Co mam zrobić abyś poszedł za mną?

Kiedy rano się obudziłem, pierwsze słowa, jakie wypowiedziałem były: przyśnił mi się Pan Jezus. Potem zdałem sobie sprawę, że drzwi, przed którymi stał Pan Jezus, to były drzwi do mojego serca. W pracy miałem oczywiście uśmiech na twarzy. Kiedy nadszedł dzień Alpha, poczułem namacalnie Ducha Świętego. Kiedy tylko był wyświetlony pierwszy film, to od razu popłynęła mi rzeka łez. Uznałem, że okulary nie są mi w tym dniu potrzebne. Jedna z osób powiedziała mi wtedy, że to dopiero początek. Kiedy tylko przyszedł moment modlitwy wstawienniczej, w środku zrobiło mi się bardzo gorąco, miałem jednocześnie uśmiech na twarzy i łzy. To było coś pięknego. Nigdy nie myślałem, że zachłyśnięcie się Duchem Świętym może być tak fantastyczne.

Teraz na kursie Nowe Życie poczułem ponownie obecność Pana Boga, że On jest, że czuwa nade mną. Podczas spowiedzi w pewnym momencie mocno mi się zakręciło w głowie. Wiedziałem, że to nie jest normalne. To było coś niezwykłego. Po spowiedzi poczułem taką lekkość, tak jak bym się unosił.
Potem w czasie modlitwy wystawienniczej czułem się tak, jak bym miał „odlecieć”, chociaż wiem, że to Duch Święty wyznacza czas, kiedy możemy mieć spoczynek w Duchu Świętym. Pragnę takich chwil doświadczać jak najwięcej.

Po kursie Nowe Życie w poniedziałek śniło mi się, że byłem zatopiony w jakieś bagno, miałem rękę wyciągniętą w górę wołając o pomoc. To wyglądało tak, jak bym stał obok i sam na to wszystko patrzał. Widziałem siebie w tym błocie, a obraz był taki zniekształcony, miałem świadomość, że to sprawka szatana. Wolałem o pomoc, ale nikt nie reagował. Zaraz mi się przypomniało, jak ksiądz chodził na kursie z Pismem Świętym, a my wołaliśmy „Jezu ratuj” i wtedy ksiądz nas podniosił. Będąc w tym błocie też wolałem: Jezu ratuj, ale początkowo nie było reakcji. Po chwili ktoś wyciągnął do mnie dłoń. Zdałem sobie sprawę, że to ręka Boga, który mnie wyciągnął z tego błota moich „grzechów”.

Jacek

Świadectwo miłości i dobroci naszego Pana Jezusa Chrystusa

23 lipca br zaczął boleć mnie kręgosłup. Poprosiłam Jezusa o uzdrowienie, podziękowałam i zaczęłam oddawać chwałę Jezusowi. Podczas oddawania chwały czułam jak ból stopniowo odchodzi i ustąpił w niedzielę całkowicie. W poniedziałek rano obudziłam się z jeszcze większym bólem niż w niedzielę. Cały czas trwałam na modlitwie dziękczynienia i chwały w intencji uzdrowienia kręgosłupa. Fizycznie czułam działanie Ducha Świętego. Czułam dreszcze na ciele a jak one odchodziły lekkość w nogach, leciały mi łzy dużo ziewałam , na głowie i w miejscach gdzie ból był bardzo silny czułam ukłucia igieł podczas modlitwy odczuwałam że te igły odchodzą a ból się zmniejszał.We wtorek podobnie jak w poniedziałek ból był dosyć silny i podczas modlitwy łagodniał. W środę rano ból był o około 70 procent słabszy nadal trwałam na modlitwie dziękczynienia i chwały Panu Jezusowi gdzieś do popołudnia odczuwałam mały dyskomfort w kręgosłupie. Wieczorem w środę w Tuchomiu była góra modlitwy razem z kolegą pojechaliśmy tam żeby wspólnie z innymi oddawać chwałę Naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi już w ogóle kręgosłup mnie nie bolał Jezus zabrał ból całkowicie i tak jest do tej pory Chwała Tobie Panie Jezu.Ps.nadal trwam na modlitwie chwały i dziękczynienia dla Jezusa bo On jest tego godzien.

Hania

Świadectwo Michała

Wspólnota przyszła do mnie przez moją rodzinę. Zaczęło się od tego, że moja babcia zachorowała w 2017 roku i trafiła do naszego domu. Rodzice, przytłoczeni opieką, stwierdzili, że muszą znaleźć coś, żeby wyjść z domu – znaleźli kurs Alpha. Mama myślała, że to coś w stylu kursu biblijnego z certyfikatem, tata, że kurs małżeński. Przeszli Alphę i pod koniec kursu babcia zmarła. Myślałem, że mojego ojca to złamie, ale nic takiego się nie stało — wręcz przeciwnie, był zadziwiająco spokojny – to mnie zaskoczyło.

Brat w międzyczasie znalazł Alphę w Sopocie i sam zaczął na nią chodzić. Moi rodzice i on zaczęli mieć taki irytujący zwyczaj – co tydzień po spotkaniu dzwonili do siebie i rozmawiali  o spotkaniu — i robili to tak, żeby nie zdradzić mi tematów. Coraz bardziej czułem, że muszę też pójść, ale nie mogłem znaleźć młodzieżowej Alphy…

W maju 2019 roku pojechałem z rodzicami na majówkę wspólnoty „Czas dla Rodzin” i to był dla mnie przełom. Spotkałem tam młodzież pełną Ducha Świętego, żywą wiarę, uwielbienie z muzyką, relacje. Podobała mi się ta rodzinna atmosfera. Na koniec rekolekcji sam powiedziałem, że chciałbym przychodzić na spotkania. Okazało się, że jedna z osób była zaangażowana w prowadzenie młodzieżowego kursu Alpha w Żukowie. Ze względu studia ułożyli mi tak plan, że w czwartki kończyłem o 20. Właściwie to zostało pół godziny na spotkanie CDR-ów, więc nawet nie zdążyłbym dojechać, ale poszedłem na Alphę. 

Na początku traktowałem ją jak lekcje religii. Wiedziałem, że Jezus mnie kocha, że za mnie umarł. Przełom przyszedł na czwartym spotkaniu o relacji z Bogiem. Wtedy uświadomiłem sobie, że mimo tego, że chodzę do kościoła, nie mam żadnej relacji z Bogiem. To otworzyło mi oczy i zmieniło moje podejście do kursu. Zacząłem rozumieć, że wiara to nie tylko obrzędy, ale żywy konktakt.

Po zakończeniu kursu pojechałem na Forum Gdańskie, gdzie głosił Marcin Zieliński. Tam poznałem Gwiazdę Betlejemską. Miałem swoją pierwszą modlitwę charyzmatyczną, prorokowaliśmy nad sobą, modliłem się o uzdrowienie — wszystko było nowe, mocne, poruszające.

Potem kolega Piotrek zaprosił mnie na Noc Chwały do Lublina. Pojechałem busem z rodziną Konkolów i ludźmi z młodzieżówki. To był kolejny etap doświadczenia Bożego działania. Pamiętam, że Ania Brzezińska podeszła i zapytała: „O, a ty chyba nowy jesteś? Od kiedy jesteś we wspólnocie?” Odpowiedziałem, że jeszcze w niej nie jestem, nie byłem strice na żadnym spotkaniu. A ona: „E tam, jesteś u nas.” I tak się zaczęło.

Zacząłem chodzić na spotkania, dołączyłem do ekipy Alpha. To było niesamowite. Wpadłem w wir zaangażowania: podwoziłem ludzi, przywoziłem z Gdańska na spotkania, uczestniczyłem w grupach dzielenia. Jednak przez długi czas nie czułem jakiegoś jednego, mocnego momentu nawrócenia. Zmiana przychodziła stopniowo. Po około czterech miesiącach moi rodzice zauważyli, że coś się we mnie zmieniło. Zawsze byłem wybuchowy, zamknięty w sobie. A oni powiedzieli: Nie widzieliśmy cię smutnego w tym tygodniu. I mieli rację. Zacząłem się zmieniać, łagodnieć, otwierać — i to dzięki wspólnocie i ludziom w niej. To przez nich Bóg mnie przemieniał.

Największe duchowe doświadczenia miałem właśnie na spotkaniach. Pamiętam momenty, kiedy dosłownie czuło się Bożą obecność — jakby powietrze było gęstsze, jakbyśmy poruszali się w miodzie. To było fizyczne doświadczenie Bożej obecności między nami.

Dziś, po latach, jestem w momencie refleksji. Trochę się wycofałem z posługi, daję sobie przestrzeń. Ale to właśnie wspólnota daje mi miejsce, by pracować nad sobą, mieć oparcie w ludziach, którzy są blisko — zarówno rówieśnikach, jak i dorosłych, którzy są dla mnie wzorem. Wszystkie rozmowy jeden na jeden, które budowały moją wiarę, były bardzo ważne dla mnie. Wspólnota stała się moją wybraną rodziną.

Wartości, które niesiemy jako Gwiazda Betlejemska, to rodzina. Jesteśmy wspólnotą, która naprawdę jest razem. Różne pokolenia, różne historie, ale ta sama miłość i wsparcie. Jesteśmy żywym Kościołem, charyzmatycznym, pełnym uwielbienia, Ducha Świętego, z mocnym zakorzenieniem w Kościele katolickim i liturgii. Mamy świadomość, że wspólnota, która nie ewangelizuje, umiera — dlatego my żyjemy Ewangelią i ją głosimy.

Do wspólnoty trafiłam ponad 10 lat temu. To był bardzo trudny moment mojego życia. Mój mąż już od lat pił i nie umiałam sobie z tą sytuacją poradzić. Modliłam się, odmawiałam różaniec, nowenny pompejańskie, jeździłam na pielgrzymki. Wciąż miałam nadzieję, że Pan Bóg coś z tym zrobi. Mówiłam: Panie Boże, zrób coś z tym, ja już nie wiem, co mam robić.

I właśnie wtedy trafiłam na wspólnotę. Zaprosiła mnie koleżanka, i choć z początku nikogo nie znałam, jednak od razu było fajnie. Przywitania Marysi, Adama – ten uśmiech, ta radość, że ja jestem – to było coś czego potrzebowałam, bo nie miałam tego na co dzień, a wręcz przeciwnie. Na modlitwach wstawienniczych zaczęłam powoli wyrzucać z siebie lęki, strachy, zostawiłam to Panu Bogu. Zaczęłam się bardziej modlić, a także doświadczyłam, że inni modlą się o mnie. To było ogromne wsparcie, które dało mi siłę. Powoli zaczęłam odżywać, wracać do ludzi, do życia. Dzięki mszom, uwielbieniu zaczęłam być jeszcze bliżej Pana Boga, jeszcze bliżej, bo zaczęłam jeszcze bardziej kochać. To było takie ukojenie mojej całej sytuacji, ponieważ tym czasie mój mąż psychicznie i fizycznie się nade mną znęcał. Potrzebowałam takiej wspólnoty. Szukałam tego. No i znalazłam. 

Po latach przystąpiłam do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Raptem niedługo okazało się, że mąż przestał pić. Uważam, że to była wielka siła – siła Pana Boga. Wiem, że modlitwy i wsparcie wspólnoty, rodziny, mamy – to wszystko miało ogromne znaczenie.

Dwa lata temu przystąpiłam do przymierza Gwiazda Betlejemska. Jestem odpowiedzialna za wartę modlitewną, za agapę i jestem szczęśliwa, że mogę, w taki sposób jaki mnie stać, pomóc ludziom. Czuję się potrzebna – i to mi daje siłę, motywację. Pomagam też finansowo, organizacyjnie – w zakupach, sprzątaniu, kiedy tylko mam siły. Czasem trudno to pogodzić z obowiązkami w parafii i w rodzinie, ale staram się być zawsze obecna, bo wiem, że we wspólnocie jest siła.

Wspólnota to dla mnie więcej niż rodzina. W rodzinie jest różnie – mam siostrę, z którą kontakt jest bardzo utrudniony, brat alkoholik, dzieci, wnuki – różnie. A tutaj mam wsparcie. Zawsze mogę liczyć na ludzi. Ale głównie liczyłam i liczę, ufam Panu Bogu i wiem, że On mi pomaga.

Dzięki wspólnocie nauczyłam się inaczej przeżywać Mszę Świętą. Inaczej ją odbieram, inaczej się modlę, czytam Pismo Święte, dzielę się nim z innymi. Staram się być codziennie na Mszy Świętej. To jest taka dla mnie siła. Umocnienie. Ja po prostu nie umiem bez Mszy Świętej żyć. Jak jej nie mam, to mi czegoś brakuje. I jest też coś bardzo miłego w tym, że na Mszy spotykam osoby ze wspólnoty – uśmiech, przywitanie, krótka rozmowa – to dodaje ciepła.

Wspólnota nauczyła mnie odwagi. Publiczne czytanie czytań na Mszy to była dla mnie trauma. A teraz się cieszę, że mogę. Nauczyłam się spokoju, pokoju serca. W parafii prowadzę różaniec, szczególnie w pierwsze niedziele miesiąca i przy pogrzebach. 

Wyjątkowym doświadczeniem była dla mnie posługa w więzieniu w ramach kursu Alpha. Pierwsze dwa, trzy spotkania to miałam takie lęki, strachy – bałam się, co mnie tam spotka, ale potem było coraz lepiej. Poznawałam tych ludzi – żal mi ich było. Za coś tam siedzą, cierpią, ale teraz do nich dotarło, co zrobili. Jeden z osadzonych sam założył wspólnotę i prowadził spotkania. Na koniec podarowali nam róże – mam jedną do dziś, w pudełeczku. To było mocne, wzruszające doświadczenie – dla nich i dla mnie. W Piśmie Świętym jest takie zdanie, że mamy ogłaszać więźniom wolność – i to się tam realizowało.

W trakcie kursu Alpha z 17 na 18 marca w nocy przyśnił mi się Pan Jezus. Stał przed drzwiami i zadał trzy pytania:

Jak długo mam pukać do drzwi?
Jak długo mam czekać aż otworzysz drzwi?
Co mam zrobić abyś poszedł za mną?

Kiedy rano się obudziłem, pierwsze słowa, jakie wypowiedziałem były: przyśnił mi się Pan Jezus. Potem zdałem sobie sprawę, że drzwi, przed którymi stał Pan Jezus, to były drzwi do mojego serca. W pracy miałem oczywiście uśmiech na twarzy. Kiedy nadszedł dzień Alpha, poczułem namacalnie Ducha Świętego. Kiedy tylko był wyświetlony pierwszy film, to od razu popłynęła mi rzeka łez. Uznałem, że okulary nie są mi w tym dniu potrzebne. Jedna z osób powiedziała mi wtedy, że to dopiero początek. Kiedy tylko przyszedł moment modlitwy wstawienniczej, w środku zrobiło mi się bardzo gorąco, miałem jednocześnie uśmiech na twarzy i łzy. To było coś pięknego. Nigdy nie myślałem, że zachłyśnięcie się Duchem Świętym może być tak fantastyczne.

Teraz na kursie Nowe Życie poczułem ponownie obecność Pana Boga, że On jest, że czuwa nade mną. Podczas spowiedzi w pewnym momencie mocno mi się zakręciło w głowie. Wiedziałem, że to nie jest normalne. To było coś niezwykłego. Po spowiedzi poczułem taką lekkość, tak jak bym się unosił.
Potem w czasie modlitwy wystawienniczej czułem się tak, jak bym miał „odlecieć”, chociaż wiem, że to Duch Święty wyznacza czas, kiedy możemy mieć spoczynek w Duchu Świętym. Pragnę takich chwil doświadczać jak najwięcej.

Po kursie Nowe Życie w poniedziałek śniło mi się, że byłem zatopiony w jakieś bagno, miałem rękę wyciągniętą w górę wołając o pomoc. To wyglądało tak, jak bym stał obok i sam na to wszystko patrzał. Widziałem siebie w tym błocie, a obraz był taki zniekształcony, miałem świadomość, że to sprawka szatana. Wolałem o pomoc, ale nikt nie reagował. Zaraz mi się przypomniało, jak ksiądz chodził na kursie z Pismem Świętym, a my wołaliśmy „Jezu ratuj” i wtedy ksiądz nas podniosił. Będąc w tym błocie też wolałem: Jezu ratuj, ale początkowo nie było reakcji. Po chwili ktoś wyciągnął do mnie dłoń. Zdałem sobie sprawę, że to ręka Boga, który mnie wyciągnął z tego błota moich „grzechów”.

Jacek

23 lipca br zaczął boleć mnie kręgosłup. Poprosiłam Jezusa o uzdrowienie, podziękowałam i zaczęłam oddawać chwałę Jezusowi. Podczas oddawania chwały czułam jak ból stopniowo odchodzi i ustąpił w niedzielę całkowicie. W poniedziałek rano obudziłam się z jeszcze większym bólem niż w niedzielę. Cały czas trwałam na modlitwie dziękczynienia i chwały w intencji uzdrowienia kręgosłupa. Fizycznie czułam działanie Ducha Świętego. Czułam dreszcze na ciele a jak one odchodziły lekkość w nogach, leciały mi łzy dużo ziewałam , na głowie i w miejscach gdzie ból był bardzo silny czułam ukłucia igieł podczas modlitwy odczuwałam że te igły odchodzą a ból się zmniejszał.We wtorek podobnie jak w poniedziałek ból był dosyć silny i podczas modlitwy łagodniał. W środę rano ból był o około 70 procent słabszy nadal trwałam na modlitwie dziękczynienia i chwały Panu Jezusowi gdzieś do popołudnia odczuwałam mały dyskomfort w kręgosłupie. Wieczorem w środę w Tuchomiu była góra modlitwy razem z kolegą pojechaliśmy tam żeby wspólnie z innymi oddawać chwałę Naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi już w ogóle kręgosłup mnie nie bolał Jezus zabrał ból całkowicie i tak jest do tej pory Chwała Tobie Panie Jezu.Ps.nadal trwam na modlitwie chwały i dziękczynienia dla Jezusa bo On jest tego godzien.